niedziela, 27 października 2013


     Po fachowo przeprowadzonej akcji marketingowej, można już spokojnie przeczytać „Lubiewo” w ciągu 3 godzin, siedząc w naszym empiku na błękitnej kanapie wśród młodzieży, czytającej zupełnie coś innego.

     Książka od razu wciąga czytelnika łatwym i potocznym językiem, powodując jego podrzędność i zdziwienie, bo przecież rzecz jest o dole społecznym, o piekle, o wykluczeniu i o niższości. Przez czas czytania pogardzany społecznie upadek człowieka rządzi i góruje. Można się tylko dziwić i podziwiać.

     Według znanej recepty na powieść, książka jest napisana dla wcześniejszego, mojego pokolenia. Kto spędził noc na dworcu wrocławskim zapamiętał smak martwoty, cuchnącego zapachu jełkiego jedzenia, alkoholu, moczu i brudu. Ludzkie cienie, przesuwające się, podchodzące do każdej nowo pojawiającej się osoby, to bez płci i wieku histeryczne, upiorne zjawy. Noc była wszędzie taka sama: w Parku Szczytnickim, na wybrzeżach Odry, na Placu Polskim, w melinach – mieszkaniach sprzedających alkohol i w każdej knajpie pełnej pijaków, dymu tanich papierosów.

     Wszystko, co przekazuje Witkowski, nie jest stąd. Gombrowicz odwiedzał Retiro, Jelinek i Wittgenstein wiedeński Prater. A Witkowski ma pośredników. I tylko ten filtr umożliwia przemianę prostackiej i podłej materii w prawdziwy budulec sztuki.

     Bohaterowie, opowiadacze opowieści nie zostają świadkami ani reporterskimi przykładami dokumentującymi epokę. Ich indywidualizacja nie służy budowaniu postaci, języka, seksualnemu zboczeniu. Poprzez nich dokonuje zamiany i uświęcenia przedmiotów, ludzi, miejsc, ulic. To oni opowiadając historie autentyczne, przesycone uczuciem, nostalgią i wolnością, czasem rozkoszy, lubieżności i smakiem spełnienia, dają jedynie surowiec. Witkowski, autor, artysta, używa ich przekształcając, dodając barw, wzbogacając swoją wolnością i przeżyciem.

     Przedmioty minionego czasu: liche pędzle do golenia, plastikowe okulary, olejki do opalania, termosy, filiżanki, meble, obskurne, nieremontowane wnętrza napełnia czułość właścicieli. Wspomnienie zapachów drugiego człowieka, szaletu, lizolu szpitala, seksu analnego, tanich perfum, szminek, ordynarnych kosmetyków, to zapachy zawsze przyjazne, zawsze poparte wspomnieniem spełnienia. Histeria, łzy, poniżenie, ból, śmierć, zawsze w służbie zwycięstwa, a nie koniecznej daniny ludzkiego losu. I czyta się ten triumf ludzi wygranych poza kategorią moralną, poza prawdą, poza estetyką.

     Wszędzie, gdzie pojawiają się niesłychanie witalni, rozpaczliwi i tragiczni w konsekwencji erotomani, rzeczywiste miejsca ziemskie przekształcają się w ich mityczną, legendarną krainę. Park miejski zamienia się w szekspirowski „Sen nocy letniej”, a kraina Prospera w „Lubiewo”.

Michał Witkowski

"Lubiewo"

Ha!art Kraków 2005



btw polecam hotel http://spahotelsplendor.pl/ w rzeszowie